Created with WebWave CMS
sedno sprawy
&
Tylko to, co najważniejsze
na każdy temat
6 grudnia 2017
Komisja Weryfikacyjna ds. Reprywatyzacji pod kierownictwem Patryka Jakiego daje szanse na sprawiedliwość i zadośćuczynienie lekceważonym przez lata i niedostrzeganym przez urzędników lokatorom warszawskich kamienic. Zarówno kwestia reprywatyzacji, jak również krzywda najemców mieszkań komunalnych, były przez lata ignorowane przez urzędników miejskich i zdecydowaną większość przedstawicieli instytucji państwowych. Teraz w końcu Komisja Weryfikacyjna obnaża skandaliczną słabość państwa, urzędniczą niemoc i niechęć urzędników oraz prawników do rozwiązywania problemów zwykłych ludzi.
Przysłuchując się opowieściom mieszkańców kamienic, komuś kto nie zetknął się nigdy z bezwzględnymi i cynicznymi metodami urzędniczej mafii reprywatyzacyjnej, trudno uwierzyć, że to wszystko działo się teraz, na naszych oczach, tuż obok nas, w budynkach i kamienicach, które mijamy idąc codziennie do pracy, bądź spacerując po warszawskich dzielnicach. Jednak istota i sedno problemu reprywatyzacji tkwi zupełnie gdzie indziej. Mafia wspierana przez przekupnych urzędników, prawników i sędziów, nie mogłaby przez tyle lat odnosić tak spektakularnych sukcesów, gdyby nie bierność państwa, które przez tyle lat nie chciało rozwiązać problemu zwrotu własności zagrabionej przez komunistów.
Nie tylko nie uchwalono ustawy reprywatyzacyjnej, ale często skarb państwa wręcz wzbogacał się sprzedając bezprawnie zagranicznym inwestorom fabryki i firmy, o których zwrot ich spadkobiercy walczyli przed sądem. Tak było w przypadku głośnej sprzedaży fabryki Wedla w Warszawie, gdzie interesy spadkobierców zostały całkowicie zlekceważone przez państwo, a nowy właściciel używał nazwy zakładów, będącej jednocześnie nazwiskiem przedwojennego właściciela firmy, nie pytając nawet spadkobierców o zgodę.
Skąd się bierze tak zadziwiająca bierność państwa w kwestii reprywatyzacji? Dlaczego z wyjątkiem rządu AWS premiera Jerzego Buzka, żaden inny, ani lewicowy, ani - co tym bardziej zaskakujące - żaden prawicowy i konserwatywny rząd nie próbował nawet zmierzyć się z tym problemem? Żaden nie okazał się też wystarczająco dojrzały, aby zgodnie z polską racją stanu dokonać zwrotu choćby części zagrabionej własności?
Rządzącym tym łatwiej było unikać tematu reprywatyzacji, bo żadna z dominujących grup społecznych w Polsce, tj. wyborców mających wpływ na wyniki wyborów parlamentarnych, nie była zainteresowana reprywatyzacją i zwrotem majątku. Wyjątek stanowił kościół katolicki, który dość szybko i skutecznie zadbał o swój interes zmuszając rządzących do utworzenia wspólnej komisji do spraw zwrotu majątku kościelnego, a także żydowskie gminy wyznaniowe, które wspólnie z rządem powołały komisję regulacyjną decydującą o zwrocie majątku należącego przed wojną do gmin żydowskich. Oprócz tych dwóch wyjątków rząd i parlament nie przyjął żadnej ustawy, ani żadnego innego aktu prawnego, który uregulowałby zwrot majątku prywatnego Polakom oraz byłym obywatelom polskim i ich spadkobiercom mieszkającym współcześnie w kraju, bądź za granicą.
Tam gdzie nie działa prawo, tam wkracza bezprawie. Ale jeśli większość społeczeństwa nie wywiera presji na rządzących, to rząd nie będzie przecież z własnej inicjatywy podejmował się tego trudnego i kosztownego zadania. Zmiany społeczne po drugiej wojnie światowej doprowadziły do tego, że osób zainteresowanych reprywatyzacją jest dziś w kraju bardzo niewiele. Duża część właścicieli i ich potomków wyemigrowała na Zachód, inni zginęli, w tym również liczna mniejszość żydowska. Pozostały majątek, domy, sklepy, gospodarstwa rolne i ziemia, został zajęty po wojnie przez nowych mieszkańców, często tych wysiedlonych z terenów przejętych przez Sowietów, którym również zrabowano majątki i kazano wyjeżdżać na zachód. To wszystko sprawia, że żadna partia nie miała interesu w tym, aby kwestie zwrotu własności wpisywać do swoich programów wyborczych.
Szacunek dla prawa, a także tradycja respektowania i poszanowania przepisów, kształtują się przez lata, podobnie jak przywiązanie do cywilizacji i kultury zachodnioeuropejskiej. W podręczniku historii do klasy siódmej szkoły podstawowej, w rozdziale o walce z germanizacją, jest taki akapit: Najbardziej skutecznym sposobem walki z germanizacją okazała się praca organiczna. Prusy, a później cesarstwo niemieckie były państwami praworządnymi, to znaczy niemieccy sędziowie i urzędnicy trzymali się ściśle przepisów prawa. Odróżniało ich to od niekompetentnych, przekupnych i podejmujących samowolne decyzje urzędników carskich w zaborze rosyjskim. Nic dodać, nic ująć. Lata zaborów i pozostawania do wpływem różnych kultur, zachodu i wschodu, do dziś dają znać o sobie w postawach wielu Polaków.
Obok rozliczenia i ukarania osób tworzących mafię reprywatyzacyjną i współpracujących z tą mafią urzędników, prawników i sędziów rządzących czeka znacznie trudniejsze zadanie. Konieczne jest całościowe rozwiązanie problemu reprywatyzacji. Stworzenie ram prawnych, dzięki którym właściciele i ich potomkowie będą mogli otrzymać w naturze lub w formie odszkodowania choćby ułamek utraconej wartości. Bo przecież pracujemy i bogacimy się nie tylko dla nas, lecz także dla naszych przyszłych pokoleń. A kraj może być silny i bogaty, jedynie siłą i bogactwem swoich obywateli.
Do mojej rodziny należała kiedyś działka przy ul. Krochmalnej (dziś: Kotlarskiej) w Warszawie, na której do zakończenia wojny stała skromna kamienica czynszowa, przynosząca raczej niewielki dochód moim pradziadkom. Na kilka pism w sprawie zwrotu tej nieruchomości kierowanych do stołecznego ratusza od początku lat dziewięćdziesiątych, jeśli już w końcu przychodziła jakaś odpowiedź, to zawsze, że zwrot działki na gruncie obowiązującego prawa nie jest możliwy. W tym samym czasie zamiast urzędników miejskich kontaktowali się z nami jedynie dość dziwni i podejrzani osobnicy, posiadający pełną wiedzę na temat naszej rodziny i grona naszych współspadkobierców. Przekonywali, że miasto działki nie zwróci i chcieli odkupić od nas roszczenia i prawa do nieruchomości. I tak zamiast ustawy regulującej zwrot własności, przez wszystkie lata od upadku komuny, mogliśmy mieć do czynienia jedynie z przedstawicielami mafii reprywatyzacyjnej. A dodatkowy efekt jest taki, że dziś, niemal 30 lat po odzyskaniu niepodległości, między nowymi wieżowcami ze szkła i aluminium na rogu Kotlarskiej i Towarowej w Warszawie, wciąż straszy jakaś koszmarna ruina, hurtowania i parking, położone na działce, która nie wiadomo już do kogo właściwie należy. I takich miejsc jest tysiące, nie tylko w Warszawie.
Roman Wilkoszewski