Created with WebWave CMS
Radio Plus
&
Katolicka Rozgłośnia Archidiecezji Gdańskiej
Jacek Tarnowski
Trójmiejski rynek reklamowy nawet dzisiaj nie jest zbyt głęboki, budżety reklamowe różnych firm w porównaniu z Warszawą, Śląskiem, czy nawet Dolnym Śląskiem były zdecydowanie niższe. Nowe media zaczęły nam odsysać dużą ilość reklam. Wpływy topniały, a koszty cały czas pozostawały na tym samym poziomie. Zaczęliśmy dyskutować pomiędzy sobą. Konkluzja była tylko jedna – trzeba było ograniczyć koszty. Wtedy zaczęły się rozmowy z wieloma dziennikarzami, które prowadził Jacek, w czasie których trzeba było niestety wypowiadać współpracę. Nie dlatego, że chcieliśmy to robić, tylko dlatego, że nie było nas dalej stać na taki program. Mieliśmy wtedy z Jackiem Rusieckim trochę różną wizję programową radia. Jacek był szefem, w związku z tym to on miał zawsze ostatnie słowo, ale biznes, który się robi, powinien się składać finansowo. To zresztą była jedna z obietnic złożonych biskupowi, że będziemy robili wszystko, aby kościół nie musiał do radia dokładać. W związku z tym, ta odpowiedzialność ciążyła na nas.
Jacek Rusiecki
Nasz program, intensywnie nafaszerowany informacjami, stał się też dość drogi i to się na nas odbiło. Dlatego, gdy przyszły trochę gorsze czasy, to niestety nie mogliśmy już sobie pozwolić na to, by zatrudniać aż taką rzeszę osób.
Jacek Tarnowski
Jacek Rusiecki był bezwzględnie typem wizjonera. Dzięki niemu powstała wizja radia i on był odpowiedzialny za program. To oczywiście ucierało się w różnych dyskusjach, kolegiach redakcyjnych, czy tez w spotkaniach z Agencją, która pracowała na rynku odbiorców radia i rynku reklamy i była odpowiedzialna za przychody naszej rozgłośni. Natomiast ja byłem osobą, która starała się przypominać o codziennych realiach. Jacek patrzył w przyszłość, natomiast ja należę do osób, czasami zmuszającą innych do tego, żeby stanąć i sprawdzić co jest możliwe, a co nie. Myślę, że to połączenie dawało znakomitą synergię, bo z jednej strony były te wszystkie wspaniałe pomysły, z drugiej strony udawało nam się stąpać do pewnego momentu w miarę realnie po ziemi. Jednak te procesy, związane z pojawianiem się nowych mediów, telewizji, gazet, bilbordów, jako naszych konkurentów do jednego tortu reklamowego, powodowały obniżenie wpływów. Oczywiście pieniędzy na rynku przybywało, ale nie na tyle szybko, by nakarmić dynamiczny rozwój mediów jako narzędzi reklamowych. Jedynym rozwiązaniem dla utrzymania zespołu w niezmienionym składzie było przyjęcie przez naszą rozgłośnię pozycji lidera sieci rozgłośni katolickich w Polsce. Jacek w to wierzył i ciągle przekonywał, że ten moment nastąpi. Jednak miesiące mijały, decyzja nie pojawiała się i w końcu spowodowało to, te nasze dramatyczne dyskusje, szalenie dla nas trudne, a przede wszystkim dla zwalnianych osób.
Tomasz Arabski
Rynek się profesjonalizował. Radio osiągnęło sukces, dzięki któremu zgromadziło środowisko bardzo ciekawych ludzi, pozwalało im dojrzewać, podejmować pewne wybory zawodowe, rodzinne, ale też dotyczące spojrzenia na świat i swoją rolę w tym świecie. Radio ukształtowało wiele osób, ale z punktu widzenia modelu biznesowego, to ci, którzy zarządzali tym radiem, popełnili romantyczny błąd i byli naiwni, jeśli chodzi o prognozowanie sytuacji na rynku. Dlatego, że dwie ogólnopolskie stacje komercyjne: Radio Zet i RMF FM, które powstały kilka miesięcy wcześniej, zdążyły zbudować swoją pozycję i skapitalizować tak zwaną rentę pierwszego, który wchodzi na rynek. I do dziś ten rynek jest tak podzielony, że RMF i Zet-ka zachowują swoją przewagę. Ale mówię to dzisiaj, z perspektywy doświadczonego człowieka, który przez wiele lat pracował w mediach.
Adam Hlebowicz
Jacek Tarnowski często nawiązywał do Stanisława Tyczyńskiego, twórcy radia RMF FM, którego poznał we Francji i nawiązał z nim kontakt. RMF FM było wtedy lokalną stacją radiową, ale Tyczyński zaryzykował i poszedł na całość. Zaczął zabiegać o koncesję ogólnopolską, dostał ją, potem były te słynne rozszczepienia programu, powstały różne oddziały RMF, między innymi w Sopocie, dokąd poszło sporo naszych ludzi, w tym Wojtek Jankowski. Jacek Rusiecki chciał zrobić podobnie, ale w oparciu o sieć rozgłośni katolickich. Tarnowskiemu zabrakło chyba takiej odwagi skoczenia do basenu, gdzie nie wiadomo ile jest wody. Tyczyński w Krakowie wykonał taki ruch, AndrzeJ Woyciechowski w Warszawie również, a my nie.
Tomasz Arabski
To co teraz mówię wynika oczywiście z doświadczenia. Ale gdybym z dzisiejszą wiedzą wszedł na tamten rynek, to oczywiście sformatowałbym program radia jeszcze ściślej i obniżałbym koszty, a także bardzo szybko szukałbym rozwiązań, które spowodowałyby większą dywersyfikację pól, na których jest się aktywnym. Widać to na przykładzie Agory, która też przesadnie rozbudowała Gazetę Wyborczą, a potem szukała innych pól aktywności korzystając z tych samych narzędzi, czyli weszła w radio, Internet i wiele innych projektów. Pewnie robilibyśmy to skromniej, ale z drugiej strony nie byłoby tak fajnie.
Adam Hlebowicz
Szokiem było dla nas odejście Jacka Naliwajka do Rada Gdańsk. Wszyscy dziwiliśmy się, po co on tam idzie, do tego zapyziałego radia, reliktu przeszłości, podczas gdy to my jesteśmy przyszłością. Sam dość mocno to przeżywałem, bo zaprzyjaźniłem się z Jackiem podczas naszego wyjazdu na pielgrzymkę papieską do krajów bałtyckich. Potem zrobiła się cała seria takich odejść: Agnieszka Michajłow, Lech Parell, Darek Szreter, Marek Chorabik. Marek organizował pierwsze nabory do pracy w Radiu. Przychodziło tak dużo osób, że nie dawało się wejść głównymi drzwiami do radia. Radio PLUS i dziennikarstwo to było coś tak atrakcyjnego, że przychodzili ludzie, którzy często nie mieli zielonego pojęcia o tym, co chcieliby robić, a jednak ten magnes działał.
Danek Ciupiński
Zawsze najbardziej korciło mnie, żeby działać w terenie, gdzieś w lesie, na wodzie, na koniu, na żaglach. Już pracując z narkomanami, również w Polsce w Monarze, bardzo propagowałem tę stronę terapii, w której stawia się na to, żeby ludzi tkwiących w nałogu angażować w takie zajęcia, które są mocno powiązane z naturą i jednocześnie są dla nich wyzwaniem. Na przykład były to różnego rodzaju elementy wysokościowe, wspinaczki, przechodzenie przez przeszkody, wędrówka po górach. Pracując w Stanach Zjednoczonych nauczyłem się również różnych gier teembuilding-owych, takich budujących zespół, które generalnie stosowano w terapii, ale również dla członków korporacji, pracowników firm, itp. Tam się tego nauczyłem, chociaż już wcześniej, jeszcze w Polsce, w Monarze, nawet nie wiedząc, że coś takiego istnieje, miałem takie naturalne przeświadczenie, że to może pomagać w terapii i w budowaniu zespołów. I jeszcze przed wyjazdem do Stanów, za komuny zrobiłem takie dwa, albo trzy treningi dla managerów firm komunistycznych, to byli wtedy dyrektorzy, czy kierownicy jacyś działów, instynktownie robiąc coś podobnego i opierając się trochę na moich doświadczeniach z narkomanami, którym organizowałem wyprawy leśne przez bagna, chaszcze, ze wspinaczkami, nurkowaniem, itp.
Potem, jak pojechałem do Stanów, to odkryłem, że coś takiego istnieje tam i normalnie funkcjonuje. Jeszcze później, już podczas akcji Radia PLUS, okazało się, że jest na to zapotrzebowanie społeczne. I w pewnym momencie razem z moim przyjacielem Młodym, który też pojawiał się i pomagał charytatywnie w Radiu PLUS, zaczęliśmy działać. Zaczęło się od jednej imprezy, którą zrobiliśmy dlatego, bo ktoś z naszych znajomych był na imprezie Radia PLUS, a potem zapytał, czy mógłbym zorganizować coś takiego dla jego pracowników. Powiedziałem, że czemu nie, tylko, że nie bardzo mam czas, bo pracuję. On na to, że to będzie w weekend i że oni pokryją koszty. Zrobiliśmy tę imprezę. Okazało się, że ludzie byli zachwyceni, zleceniodawcy też i polecili nas następnym, a potem okazało się jeszcze, że komercyjnie jest to również interesujące. Poszedłem więc do Jacka i powiedziałem, że myślę o tym żeby odejść, bo chciałbym robić coś na własną rękę. Jacek chciał mnie zatrzymać, oferował mi nawet jakąś funkcję, trochę bardziej dyrektorską, ale powiedziałem, że chcę jednak spróbować na swoim. Pojawiło się zapotrzebowanie na coś takiego, a ja byłem do tego przygotowany. Jacek składał mi trochę ofert, które miały mnie zachęcić do pozostania w Radiu, ale czułem, że trzeba pójść na swoje, trochę też z żalem, bo praca w radiu była bardzo interesująca i dosyć komfortowa. Miałem dobrą pozycję, ale w pewnym momencie człowiek chce jednak pójść na swoje. Rozstawaliśmy się w zgodzie, on to rozumiał…
Jacek Tarnowski
Jeśli musieliśmy pożyczyć jakieś pieniądze, to potem je zwracaliśmy. Jednak wtedy popadliśmy w poważne tarapaty finansowe. Braliśmy również kredyty bankowe i spłacaliśmy je do końca. To był chyba 1995. Wtedy dokonały się te wszystkie bardzo bolesne zwolnienia ludzi, cięcia kosztów, itd. Czasami myślę, że zbyt szybko zbudowaliśmy ten fantastyczny zespół. Trzeba pamiętać, że mimo wszystko byliśmy tylko rozgłośnią lokalną. Były w nas wielkie ambicje, żeby być np. RMF-em północy. Żeby tak jak Stanisław Tyczyński, zbudować rozgłośnię ogólnopolską, z małymi studiami w całej Polsce, gdzie działaliby reporterzy, byłaby akwizycja reklamy. Mieliśmy ochotę zrobić to na bazie Radia PLUS w Gdańsku. I to był jedyny argument, którym zresztą Jacek Rusiecki mnie przekonywał, aby nadal utrzymywać tak wysoki poziomu programu i bardzo wysokie zatrudnienie. Ciekawym krokiem, i akurat samofinansującym się, było np. zatrudnienie profesjonalnego, brytyjskiego DJ-a, Davida Fox’a, który wieczorami prowadził program po angielsku, był unikalny i faktycznie ściągał słuchaczy.
Jacek Rusiecki
Czegoś takiego jak David Fox nie było w ogólnopolskiej radiofonii. Ostatnio spotkałem kogoś, kto od razu skojarzył to nazwisko i o co chodzi. To był kompletny szaleniec, nie wiem do dzisiaj skąd on się wziął i czy on rzeczywiście w przeszłości miał coś wspólnego z radiem, czy też to był samorodny talent. Nam powiedział, że szlify radiowe zdobywał w Wielkiej Brytanii. Zaryzykowaliśmy i do pewnego momentu była to bardzo fajna i popularna audycja. Musieliśmy narzucić mu pewnego rodzaju dyscyplinę i on się tego trzymał. Niestety potem, po jakimś czasie, było to coraz trudniejsze i w końcu musieliśmy się rozstać, ale to rzeczywiście była nowość i taki zaskakujący element na naszej antenie.
Adam Hlebowicz
Potem przyszła ta druga taka duża redukcja zespołu dziennikarskiego. Pamiętam jak przy pierwszej redukcji były odczytywane w newsroomie nazwiska osób, które zostają w radiu. Chodziło o to, aby nie ranić tych, którzy muszą odejść. Ale to też było okropne…, takie publiczne odczytywanie, wszyscy siedzą, słuchają i myślą o tym, czy za chwilę nie okaże się, że są bez pracy. To był czas, gdy o reklamy w radiu było już dużo trudniej niż wcześniej. Ale powiedzmy sobie szczerze, patrząc z dzisiejszej perspektywy, ten zespół był za duży. 40 osób w radiu lokalnym, to było zbyt trudne do utrzymania na dłuższą metę. Zresztą o to toczył się spór pomiędzy Jackiem Rusieckim, który chciał utrzymać zespół jak największy i bardzo przeżywał redukcje, a Jackiem Tarnowskim, który trzymał kasę, wiedział jak jest i chciał to uciąć. I wcale nie mówię, że Jacek Tarnowski był zły, bo z punktu widzenia prowadzenia biznesu, takie rzeczy trzeba było robić. Przy drugiej redukcji został zwolniony Marek Lesiński, przy czym – w naszej ocenie – nie chodziło tam o względy merytoryczne. To się stało po tym, gdy Jacek Rusiecki zrobił Jarka Zalesińskiego szefem publicystyki i reporterzy, którzy wcześniej podlegali Markowi, a teraz mieli podlegać Zalesińskiemu. Marek znalazł się na liście osób zwolnionych. Jacek Rusiecki od dawna przyjaźnił się z Markiem, dlatego dla nas jego zwolnienie było szokujące, a przede wszystkim niesprawiedliwe. Wtedy też atmosfera w Plusie stała się inna.
Jacek Tarnowski
Myślę, że to do dzisiaj trochę pokutuje, te wszystkie oddane naszemu radiu osoby też to pamiętają, ale - nie było innej rady. I gdybyśmy mieli to jeszcze raz powtórzyć, to pewnie nigdy nie konstruowalibyśmy tego programu w taki sposób. To znaczy nie robilibyśmy go, aż tak atrakcyjnym, a zarazem drogim od początku. Program na takim poziomie mógłby powstać dopiero w momencie, gdybyśmy mieli gwarancje bycia bazą dla sieci ogólnopolskiej. Jacek był przekonany, że ogólnopolskie Radio Plus powstanie w Gdańsku, że tu będzie centrala i - nie myślał też o tym bezpodstawnie.