<< Wróć do strony głównej

Created with WebWave CMS

Słodko-Gorzka Historia Pewnego Radia

&

 

Radio Plus

&

 

Katolicka Rozgłośnia Archidiecezji Gdańskiej

 

07 lutego 2018

<< Wróć do strony głównej

Adam Hlebowicz

 

Pierwszym nazwiskiem, które zapamiętałem z anteny, było nazwisko wydawcy Mariusza Nowaczyńskiego. Było dużo muzyki, nie za dużo treści, ale od razu można było odnieść wrażenie, że jest to ciekawa inicjatywa i oryginalny pomysł. 

 

Jacek Rusiecki

 

Trzon radia stanowili wydawcy i szef newsroom`u Marek Chorabik. To było wyselekcjonowane grono, które chciałem, by pracowało w radiu. Udało mi się ściągnąć Jarka Zalesińskiego, który pracował ze mną w tygodniu Młoda Polska, Mariusza Nowaczyńskiego, Krzyśka Szumiłło. Graliśmy format, który w amerykańskiej terminologii określa się jako AC-Adult Contemporary. To jest szeroki format, który polega na graniu muzyki popularnej. Dobór utworów był całkowicie po stronie DJ-ów. Oni wszyscy pochodzili z naboru. To byli ludzie, którzy trafili do nas, bo nie mieliśmy nikogo w tym obszarze.

 

Jacek Tarnowski

 

W redakcji radia były osoby sprawdzone wcześniej w boju, duża część wywodziła się z redakcji Tygodnika Młoda Polska, o określonym światopoglądzie, kręgosłupie moralnym. Zdarzało się czasami, że naszym DJ-om,  wydawało się, że to co grają jest fajne, bo na samym początku nie było jeszcze play-listy. Musieliśmy interweniować, tłumacząc, że nie gramy dla siebie, nie ważne są nasze gusta, tylko gramy dla określonej grupy ludzi. Pamiętam jak w lokalnej Gazecie Wyborczej opublikowano zdjęcie kartki, na której ktoś z nas napisał, żeby nie grać rap-u. Pojawił się wielki artykuł, o tym, że nasi DJ-e się buntowali na takie zapisy. To były same początki. Wszyscy uczyliśmy się radia.

 

Jacek Rusiecki

 

Było bardzo różnie. Program tworzył się na bieżąco, docierał się. Na początku robiliśmy jakieś dziwne audycje, ludzie na antenie za dużo gadali, trzeba było to wszystko wyprostować, uciąć, poprzycinać, a my sami też dopiero nabieraliśmy doświadczenia w tym wszystkim. W każdym razie radio wystartowało i jingle zrobiły swoje. To była kompletna świeżość, niesamowita. Chociaż funkcjonowało już radio przed nami, które wystartowało znacznie wcześniej niż my. To było radio ARNET, tylko że ono nie wykorzystało dobrze swojego czasu. ARNET poszedł w kompletną niszowość. To było radio takie trochę studenckie, w którym kilku ludzi, którzy się dobrze znali, dobrze się bawiło, puszczając swoją muzykę, ale to nie miało zbyt wiele wspólnego z tradycyjnie komercyjnym radiem. 


Adam Hlebowicz

 

Byliśmy ewidentnie radiem pokoleniowym. Gdy przyszedłem do zespołu, to byli tam sami młodzi ludzie. Może nie byłem najstarszy, ale byłem jednym z nielicznych, który miał już jakieś doświadczenie pracy w mediach. Reszta to byli ludzie zaraz po studiach, albo łączący studia z pracą, jak np. Tomek Strug, który przyszedł do radia gdy miał 18 czy 19 lat. W Warszawie w Tygodniku „Ład” też pracowałem w ciekawym zespole dziennikarskim, tylko że tam było kilku moich równolatków, ale był też redaktor naczelny Jerzy Skwara, około 50-tki, Maciej Łętowski, paru trzydziesto-paro latków, więc było tam zróżnicowanie wiekowe, hierarchiczne i wszystko było raczej poukładane. W Plusie było zupełnie co innego.


Krzysztof Niedałtowski

 

Pamiętam jak na początku próbowałem zrobić jakąś audycję radiową. Bardzo nieudolnie to szło i dotyczyło filozofii mediów. Była za ciężka gatunkowo, miała za długie fragmenty tekstu. Prosiłem wtedy o pomoc Henrykę Dobosz, dziennikarkę, która miała ogromne doświadczenie, ale też nie w takim radiu. Nie umieliśmy się jeszcze wtedy odnaleźć i szukaliśmy sposobów, by znaleźć odpowiedni format.

 

Tomasz Arabski

 

Byłem pod wrażeniem rozmachu z jakim powstawało to radio, również tego, że jest nowoczesne i spójne, jeśli chodzi o formę. Bardzo mi się podobało. Uczyłem się tak jak wszyscy, online, poprzez pracę i rozpoznawanie błędów, które się popełnia, poprzez słuchanie tych stacji, które wydawało się, że idą dobrym tropem. Byłem ambitny i czułem, że jestem dobrym reporterem, choć oczywiście nie od samego początku. Niektórzy koledzy, na przykład Wojtek Jankowski, byli bardzo sprawni i szybcy. Ale wszyscy się uczyliśmy. Przez długi czas dochodziliśmy do tego, żeby wiadomości były krótkie, spójne, treściwe, umiały przekazać fakty, a jeśli trzeba to także próbę ich interpretacji.  To zajęło nam trochę czasu, bo początkowo wiadomości były dość długie, kulawe i dość niechlujnie przycięte. Miałem to szczęście, że studiując wcześniej na Politechnice Gdańskiej moją specjalizacją była inżynieria dźwięku. Mieliśmy na uczelni laboratoria, w których był sprzęt Studenckiej Agencji Radiowej. Dlatego przycinanie taśmy na Mechlaborze, węgierskim, szpulowym magnetofonie, nie było dla mnie jakąś tajemnicą. Swoją drogą jesteśmy chyba ostatnim już pokoleniem, które jeszcze przez chwilę pracowało na takim sprzęcie analogowym, na taśmach i tych wielkich szpulach.

 

Adam Hlebowicz

 

Zdaje się, że to było już w grudniu 1992 u arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Uczestniczyłem w spotkaniu z udziałem dziennikarzy, na którym pojawił się również Jacek Rusiecki. Było tam wiele osób z różnych środowisk. Po spotkaniu Jacek podszedł do mnie i mówi - słuchaj, a może byś przyszedł do Radia, bo potrzebny jest nam doświadczony dziennikarz, który ma pojęcie o dziennikarstwie i profesjonalnie zająłby się sprawami religii. Odpowiedziałem, że jestem raczej historykiem, a nie teologiem, ale Jacek wyjaśnił, że chodzi o to, by zająć się szeroko rozumianym działem religijnym i przede wszystkim ogarnąć pracę młodych ludzi, którzy przyszli do redakcji i nie mają dużego doświadczenia. Byłem trochę sceptyczny, czy radio to jest na pewno dobre miejsce dla mnie, ale pomyślałem, że możemy się spotkać i porozmawiać. Umówiliśmy się na Suwalskiej. Pamiętam ten pierwszy kontakt z radiem, widok kuchni na wprost wejścia do rozgłośni, bo wtedy, gdy wchodziło się do radia, to nie było jeszcze schodów w dół – od razu, może dzięki temu widokowi czuło się tu domową atmosferę. Umówiliśmy się z Jackiem, że nie zwolnię się z pracy w Tygodniku, tylko przez jakiś czas zobaczę jak to wygląda i czy radio w ogóle mi odpowiada.

 

Jacek Rusiecki

 

Rozmowy o programie, programowaniu radia odbywały się przez cały czas. Robiliśmy spotkania, kolegia i tam pojawiały się pomysły. Między innymi zaszczepialiśmy ludziom, żeby to były krótkie formy, bo wówczas w radiu publicznym często stosowano długie formy wypowiedzi. To oczywiście jest fajne, bo taki reportaż ma swoją wagę, natomiast z racji komercyjności radia, nie da się czegoś takiego robić. U nas te relacje musiały być skondensowane i po prostu robione tak, żeby to było od kilkudziesięciu sekund do dwóch minut i czterdziestu sekund. I takie krótkie formy były wpuszczane na antenę.

 

Tomasz Arabski

 

Mój pierwszy reportaż? To nie był dobry materiał, ale byłem zaskoczony, że od razu poszedł na antenę. To było o próbie zamknięcia chyba jednej z ostatnich dużych księgarni technicznych w Gdańsku. Jako student Politechniki Gdańskiej bardzo się tym zmartwiłem. To była księgarnia w budynku NOT-u, mieli tam książki naukowe, techniczne, inżynierskie i z jakiegoś powodu miała zostać zamknięta. Zrobiłem materiał interwencyjny o tym, że księgarnia jest ważna, nagrałem kilka osób, studentów i naukowców spragnionych tej fachowej literatury. Nagrałem też tych, którzy chcieli ograniczyć działalność tej księgarni.  Jednak teraz jak na to patrzę, to warsztatowo był on dość kiepski.

 

Adam Hlebowicz

 

Dla mnie to była nowa sytuacja. Wcześniej kilka razy występowałem w radiu lub telewizji, ale nie miałem pojęcia czy rzeczywiście się w przestrzeni radiowej odnajdę. Radio to specyficzne miejsce, którego trzeba się nauczyć. Mało jest ludzi, którzy przychodzą do radia, siadają za mikrofonem i od razu jest super. To jest jednak proces, który musi chwilę potrwać. Ponadto Jackowi Rusieckiemu zależało bardzo na tym, aby tych kilku młodych ludzi, którzy tworzyli wówczas dział religijny, a dodajmy, była to dla nich pierwsza praca dziennikarska, ująć w pewne karby: doświadczenia, poznania różnych gatunków dziennikarskich, uwrażliwienia na pojęcia obecne w sferze sacrum.

 

Krzysztof Niedałtowski

 

Oczywiście, że dla siebie życzyłbym sobie trochę innego radia, bardziej intelektualnego, skupionego. Ale wiem, że przeciętny odbiorca nie jest księdzem, nie jest doktorem teologii i nie ma takich oczekiwań, a my robiliśmy to radio dla młodych ludzi. Nasz target to był przedział od 20 do 40-kilku lat. Trzeba było się tego nauczyć i do tego przekonać, ale potem patrząc na wyniki słuchalności, korespondencje ze słuchaczami, naprawdę głęboko uwierzyłem, że mamy rację. Spotykałem mnóstwo życzliwych opinii,  szczególnie od ludzi młodych.

 

Piotr Semka

 

To był czas kiedy w kuluarach sejmowych wyróżniały się trzy, może cztery grupy dziennikarzy. Pierwsza to były starszej daty cwaniaki, które sprawnie przemalowały się na gwiazdy wolnych mediów, np. Monika Olejnik. Druga  grupa to były młode wilki, które wiedziały już, że warto trzymać z tymi, którzy mają pieniądze albo władzę. Klasycznym przykładem był Tomasz Lis, który szybko zorientował się, że jak będzie dobrze żył z Wachowskim, to będzie miał dostęp do Wałęsy, a Wałęsa był wtedy wszystkim. Trzecia grupa to byli ludzie, którzy dopiero wchodzili do mediów, tworzyli twarz tych mediów, na przykład  Andrzej Morozowski z Radia Zet. To było takie towarzystwo, które nazywaliśmy „stolik”, bo gromadzili się wokół stolika na korytarzu sejmowym. Dość szybko okazało się jednak, że moje sympatie polityczne nie bardzo pasują, że idą w poprzek większości tego towarzystwa. Zresztą byłem już wtedy na wojennej ścieżce z Moniką Olejnik, bo sfilmowałem ją, gdy po wyjściu z radiowej Trójki pojechała prawdopodobnie na jakąś imprezę lub spotkanie u Kwaśniewskiego. Oni wówczas nie bardzo wiedzieli co to jest Radio PLUS, ale wiedzieli, że jest ktoś, kto zajmuje inne stanowisko, ma inne poglądy, często odmienne od tych, które były prezentowane przez dużą część dziennikarzy sejmowych.

 

Tomasz Arabski

 

Nie mówię, że byliśmy wyjątkowi, ale rzeczywiście parliśmy do przodu. To nasze dziennikarstwo było w pewnym sensie bezwstydne i radosne. Byliśmy młodzi, a młodość ma to do siebie, że pozwala na popełnianie błędów, pozwala też uczyć się szybko na błędach, a jednocześnie jest się bardzo otwartym. Czerpaliśmy też najzwyczajniej w świecie wzorce z literatury angielskiej i amerykańskiej, z tego jak wygląda, albo jak wyobrażasz sobie, że wygląda dajmy na to takie „amerykańskie radio”, albo też nowoczesne zachodnie radio. Radio Plus właściwie uformowało mnie jako dziennikarza. To było radio z pomysłem,  w jakimś sensie misyjne, a równocześnie nowoczesne, z misją kulturotwórczą, budującą relacje społeczne z ludźmi, przyjazne, otwarte i do tego też komercyjne, to znaczy zdrowe.

 

Jacek Rusiecki

 

Nasi reporterzy żyli tym radiem do tego stopnia, że niezależnie od tego, czy mieli swój dyżur, czy nie, potrafili w każdym momencie, gdy coś się działo, albo gdy zobaczyli coś ważnego, to sami z siebie dzwonili i mówili o tym, bądź nadawali relację. I to nie tylko reporterzy, bo pamiętam że wielokrotnie robili to też ludzie, którzy zajmowali się innymi rzeczami, albo serwisem, albo agencjami muzycznymi.

 

Krzysztof Niedałtowski

 

To były doświadczenia, które przerastały moje dotychczasowe kompetencje. Próba nadania pewnego tonu, czy też kierunku, treściom, które pojawiały się na antenie, włącznie nawet z takim elementem programu jakim była muzyka. Radio grało muzykę środka, dosyć łatwo przyswajalną, w którą wtapiane były wiadomości i inne elementy i to bardzo mi się podobało. Ale kiedy nadszedł pierwszy Adwent i pierwszy Wielki Post, to pojawił się potężny problem, jaką muzykę teraz grać. Bo nie można grać disco, muzyki rozrywkowej, czy tanecznej, ale też nie można grać cały czas Bacha, bo pewnie zabilibyśmy tym słuchaczy…, Szukaliśmy wtedy kompromisów, tym bardziej, że wciąż dochodziły do mnie echa z kurii, że gramy za ostro i raz, czy drugi, np. w niedzielę palmową, dzwoniłem do DJ-ów mówiąc, że sorry panowie, ale nie powinniśmy w takim dniu grać jakiegoś um-pa, um-pa… Zresztą ja sam zastanawiałem się, jaką muzykę powinniśmy grać w okresie liturgicznym. Bo rzeczywiście dla mnie Wielki Post, to jest czas wyciszenia, skupienia.  Jak tu znaleźć muzykę, żeby była w duchu Wielkiego Postu, ale nie odrzuciła słuchaczy na cały Wielki Post, a być może nawet na zawsze.

 

Program